Pełne magii i przygód wspaniałe preludium do Władcy Pierścieni
Bilbo Baggins to hobbit, który lubi wygodne, pozbawione niespodzianek życie, rzadko podróżując dalej niż do swojej piwnicy. Jego błogi spokój zostaje jednak zakłócony, gdy pewnego dnia na jego progu pojawia się czarodziej Gandalf z gromadą krasnoludów, by porwać go na prawdziwą przygodę. Wszyscy wyruszają po wielkie skarby strzeżone przez Smauga Wspaniałego, wielkiego i bardzo niebezpiecznego smoka. Bilbo niechętnie dołącza do ich misji, nie zdając sobie sprawy z tego, że w drodze do Samotnej Góry spotka zarówno magiczny pierścień, jak i przerażające stworzenie zwane Gollumem.
Wydanie ilustrowane z genialnymi ilustracjami Alana Lee, które zainspirowały twórców kinowego przeboju.
„Oszałamiająca opowieść o wielkiej przygodzie, wypełniona napięciem i zaprawiona subtelnym humorem, któremu nie sposób się oprzeć…” – „New York Times Book Review”.
„– Tam do licha z tymi krasnalami! – powiedział głośno. – Nie mógłby to jeden z drugim ruszyć się i pomóc trochę?
I patrzcie! W drzwiach kuchni już stali Balin i Dwalin, a za nimi Fili i Kili. Nim Bilbo zdążył bodaj kichnąć, chwycili tacę i kilka małych stolików, zanieśli do sali i zmienili wszystkie nakrycia.
Na honorowym miejscu siedział Gandalf, a trzynastu krasnoludów wokół niego przy stole. Bilbo zaś, na stołeczku przy kominku, żuł biszkopt (apetyt opuścił go całkowicie) i usiłował robić dobrą minę, jakby wszystko, co się działo, było rzeczą najzwyklejszą w świecie, a wcale nie żadną przygodą. Krasnoludy jadły i jadły, gadały i gadały, a czas płynął. Wreszcie odsunęły krzesła od stołu, a Bilbo zerwał się, żeby pozbierać talerze i szklanki.
– Przypuszczam, że zechcecie wszyscy zostać na kolacji? – spytał, jak umiał najgrzeczniej, lecz bez nalegania.
– Ma się rozumieć! – odparł Thorin. – Po kolacji także. Nie uporamy się z naszymi sprawami do późna w noc, a przedtem musimy trochę użyć muzyki. Teraz sprzątajcie!
Na to dwunastu krasnoludów – ale nie Thorin, bo Thorin był zbyt dostojny i został przy stole, rozmawiając z Gandalfem – skoczyło na równe nogi i zaczęło układać nakrycia w wysokie stosy. Nie czekając na tace, ruszyli do kuchni, a każdy niósł na jednej dłoni chwiejącą się piramidę talerzy, ukoronowaną na szczycie pustą butelką; hobbit biegł za nimi aż piszcząc ze strachu: „błagam, uważajcie!”, „po cóż się trudzicie?!”, „ja przecież sam chętnie…” Ale krasnoludy zamiast odpowiedzieć zaśpiewały chórem:
Tłuczmy szklanki, spodki, miski,
Niech gospodarz żyje nasz!
A choć Bilbo płaczu bliski,
Niechaj drzazgi lecą z flasz!…”